poniedziałek, 18 listopada 2013

Smutny odcinek o polityce


– Gęsi w tym roku nie było na świętego Marcina – stwierdził ponuro Ian.
– Bo kto miałby czas. Albo i gęś – zauważył Aslak, a komtur Ulf nawet go nie kopnął, tylko przypomniał nostalgicznie, że porządną gęś trzeba piec przynajmniej przez pięć godzin. A może sześć.
– Więc ja czasu nie miałem, bo czytałem „Politykę” – wyjaśnił pan Staszek. – Szwagier przy okazji Zaduszek mi dał ostatnie numery. Do trumny mu włożyli, to i przekazał. Obiecał mu święty Piotr, że w niebie dowie się o obiektywnej prawdzie. Ja tylko nie rozumiem, dlaczego przed nami tę prawdę ukrywają, przecież w niebie jesteśmy.
– Już ja temu Piotrkowi... – obudził się na chwilę biskup Roland, ale zaraz zapadł w błogą nieświadomość sygnowaną przez świętego Sebastiana (tego od El Greca).
– Więc co w tej „Polityce”? – zainteresował się Richard (który korzystał tylko z używek ekologicznych).
– Otóż, panie Rysiu – zaczął pan Staszek (innych kandydatów do dyskusji już nie miał) – tam, za przeproszeniem, tylko metafory. Zupełnie jak w pierwszych odcinkach tego bloga. O Schetynie mowa, że on(a) „walczy”, „pojedynkuje się”, „ma poparcie baronów”. A o tamtym, co się niby z tą Schetyną pojedynkuje, to piszą, że może mu się uda, bo pewni baronowie go lubią. Mnie się zawsze wydawało, że polityk nie jest od tego, żeby go lubić, tylko, żeby gospodarką zarządzał, o pojedynkowaniu i baronach to było w szkole, w Pieśni o Rolandzie, ale ja pewnie niedzisiejszy jestem.  Za żadne licho nie mogę się dowiedzieć, o co im poszło. Temu premierowi z tą Schetyną.
– Bo porządnie prasy pan nie czyta – obudził się minister Filip. – Wyraźnie powiedziane jest w „Polityce”:
„Człowiek Schetyny wygra też najprawdopodobniej na Mazowszu. Andrzej Halicki jest faworytem. I to nawet pomimo konfliktu w Warszawie, gdzie niespodziewanie przeciw Małgorzacie Kidawie-Błońskiej chciał wystartować współpracownik Halickiego Marcin Kierwiński” (to nie żart, to cytat z „Polityki”, nr 42, nr indeksu 36195).
– Ani słowa w tej gazecie nie napisali o tym, jaki program ci panowie/panie mają i dlaczego obywatel miałby na nich głosować. Słownictwo jest mieszaniną żargonu militarnego i służewieckiego (z wyścigów konnych). Czy ktoś może się dziwić, że Polska jest pośmiewiskiem dla Europy? – spytał retorycznie święty Edgar.

– Niech ksiądz tak głośno nie mówi, bo go za faszystę w gazecie wywieszą, i nawet pani Asia nie pomoże – zarekomendował pan Staszek.

sobota, 9 listopada 2013

O powszechnej opinii


Pan Staszek zaryglował drzwi tawerny, zamknął je na dodatek na zamek patentowy, a klucz schował za cholewkę.
– Co teraz będzie? Referendum? – zainteresował się Aslak.
– Durreń. Jakby miało być rrreferrendum, toby nas pan Stanisław na czterry wiatrry rrrozpędził – wyjaśnił komtur Ulf.
– Będzie, proszę panów, naukowe badanie opinii publicznej – oznajmił pan Staszek. – Kwestionariuszy panom nie dam, boby panowie jakieś głupstwa powypisywali. Ja sam będę wypełniał ankiety, panowie mają tylko szczerze wyrażać opinię. Ja nic za to nie mogę, Archanioł kazał.
– Kiedyś to Serafin uczciwie podsłuchiwał i donosił Archaniołowi, a teraz takie durne procedury powymyślali – westchnął hrabia Filip. – Zupełnie jak w tej Unii...
– Pan niech nie politykuje, panie hrabio, bo zaczynamy –  pan Staszek ułożył na bufecie stos papierów, a obok niego umieścił dwa długopisy: niebieski i czerwony. – Mają panowie powiedzieć, co robili w wieku sześciu lat.
– Ależ to miało być badanie opinii... Naukowe... A nie badanie naszej przeszłości – wyraził wątpliwość Aslak.
– Napisane jest w nagłówku, że to badanie opinii. Pan od króla Salomona mądrzejszy chce być, panie Aslak?! Sam Salomon tę ankietę ułożył. A pan komtur niech nie próbuje czegoś o Żydach mówić, bo mu nic z tej butelki z kłoskiem do soczku pomidorowego nie doleję – zagroził pan Staszek, dyskretnie nawiązując do... wiadomo, czego. – Więc co panowie robili jako sześciolatki? Pan pierwszy, panie Rysiu.
– Ja się bawiłem z siostrzyczką – wyznał Richard.
– Ahaa... w takim razie pytanie 1 a: czy był pan na to przygotowany odpowiednią lekturą?
– Ja wtedy nie umiałem czytać... Woziłem siostrzyczkę na koniku. To święta prawda, nawet w książce pani Asi o tym jest napisane – tłumaczył się Richard.
Pan Staszek coś zanotował czerwonym długopisem i uśmiechnął się z satysfakcją.
– No to dalej. Pan Ian?
– Ja się bawiłem z Richardem i jego siostrzyczką.
– To już wiadomo, że nie był pan przygotowany lekturą. Ale czy rodzice panu wyjaśnili, jak należy się bawić? Nie, oczywiście nie – pan Staszek znów skorzystał z czerwonego długopisu. – Teraz ksiądz komtur.
– Bawiłem się z tym chuchrrem – komtur wskazał na Aslaka.
– Ojej, ty to jeszcze pamiętasz, Ulf? Fajnie było... Pod gejzerem...
– Do panów nie mam więcej pytań – uciął właściciel tawerny. – A pan Filip Garrick?
– Ja mam immunitet – odparł z godnością hrabia.
– Ja też, ja też – włączył się skwapliwie biskup Roland.
– No to starczy – pan Staszek otarł pot z czoła. – Świętemu nie będę pytań zadawał – ukłonił się świętemu Edgarowi i odryglował drzwi.
Natychmiast wkroczyła przez nie grupka aniołków.

– Proszę taty, proszę wujków, proszę pana Stasia – wygłosił Hieronimek – przyszliśmy, żebyście nas uratowali. Tylko nic nie mówcie mamie.