środa, 30 stycznia 2013

O posłankach, związkach składniowych i wielu innych problemach



– Co tam nowego, panowie? – zagaił pan Staszek, rozstawiając kubki z aromatycznym grzanym winkiem.
– Archanioł Gabriel znowu wygrał konkurs lotów na mamucie – poinformował Richard.
– Carramba! – zawołał z entuzjazmem hrabia Feliks de Saint-Pierre. – Że też tego nie widziałem! Latający mamut to większe wyzwanie niż największy byk w Katalonii!
Richard pokrótce wyjaśnił hrabiemu pojęcie mamuta w kontekście sportów zimowych.
– Eeee... Skoro tak, to żadna sztuka. Mój Jeanek, jak miał dziesięć lat, przeskakiwał na nartach przez przełęcz świętego Gotarda, i to bez skrzydeł – skrzywił się hrabia. – A co tam w polityce, bo ostatnio nie sprawdzałem wiadomości?
– Znowu okropny krzyk – obwieścił Ian. – Posłanka obraziła posłanka.
– ...ankę – skorygował Edzio.
– To ty ją tak dobrze znasz? – zainteresował się minister Filip. – Na „ty” jesteście?
– Nic mi o tej znajomości nie wspominałeś, Edziu – odezwał się Aslak z wyrzutem w głosie.
– Kogo?! O co wam chodzi?! – Edzio nie posiadał się ze zdumienia.
– No, o tę... niby... Ankę. Sam powiedziałeś – wyjaśnił hrabia Filip. – Co to się obraziła, bo została porównana do boksera.
– Niedzisiejsze przesądy i nieuzasadnione negatywne stereotypy! – włączył się z oburzeniem Richard.
Et tu, Brute?! – jęknął święty Edgar, który do tej pory w milczeniu przesuwał paciorki różańca.
– Czego ty ode mnie chcesz, Edgar?! Boksery to przemiłe psiaki! Wesołe, pogodne, pełne temperamentu, a przy tym te ich pofałdowane pyszczki są mięciutkie jak aksamit...
– Rrrracja, że pofałdowane, ale czy aksamitne, nie sprrrawdzałem – zauważył komtur Ulf. – Temperrrament jednakże mają właściwy, bo to rrrasa gerrrmańska. Więc dlaczego się o takie porrrównanie obrrrażać?
– O czym wy mówicie? – Edzio był zupełnie zdezorientowany.
– Nie o „czym”, tylko o kim! – poprawił hrabia Filip. – Edziu, nie uwłaczaj ludzkiej godności, a zwłaszcza godności Anki!
– Jakiej Anki? – w głosie Edzia brzmiała rozpacz.
– Tej, co się obraziła. Ian powiedział, że posłanka obraziła posłanka, a ty dodałeś: ”Ankę” – przypomniał pan de Saint-Pierre.
– Mnie tylko chodziło o formę. Bo jest niepoprawna. Nie pozwala na odróżnienie podmiotu od dopełnienia, czyli, ujmując rzecz w teminach semantycznych, agenta od pacjenta.
– A to rzeczywiście jest niepoprawna – zgodził się minister Filip. – Z drugiej strony, kiedy agenta łatwo jest zidentyfikować, to z reguły zostaje pacjentem, albo i gorzej.
– Filipie, ja nie mówiłem o polityce, tylko o formalnych związkach składniowych i właściwym posługiwaniu się językiem – zaoponował Edzio.
– Panie Edek!!! – pan Staszek trzasnął pięścią w bufet. – Takie tematy to pan może sobie dyskutować, za przeproszeniem, w posłanku z panem Aslaczkiem, a nie w mojej knajpie przy stole!!!
***
Kubki z grzanym winem nagle podskoczyły. Stół również gwałtownie się zatrząsł.
Do tawerny wkroczył sierżant Serafin na czele oddziału aniołów niegdyś zwanych antyterrorystycznymi, a teraz przemianowanych na antyfaszystowskie.
– Pan pozwoli z nami – zwrócił się Serafin do pana Staszka.
Na dziedzińcu tawerny niecierpliwie grzebał nogą skrzydlaty mamut.
***
– Dzisiejszy odcinek był zdecydowanie zbyt absurdalny – zauważył święty Edgar .
– Bo za dużo było formy, a za mało treści – zgodził się Aslak. – Edziu, ja nie chcę, żebyś był ze mną tylko dla formy – dodał serdecznie.
Prrro Patrrria, ne prrrro forrrma! – skonkludował komtur Ulf, sięgając dyskrretnie po dwurrręczny miecz.
Sierżant Serafin udał, że nie słyszy.

czwartek, 24 stycznia 2013

Doktor Zhivago - dla kabaretu (sentymentalny, ale cóż...)



Wolny przekład:



Dwudziesty wiek (melodia pod linkiem)



Sybirska dal, w dali gubi się wzrok,
Skończył się bal – i jest dwudziesty  rok.

Tyle co ty dwudziesty wiek ma lat,
Więc trzeba żyć, choć zabito nasz świat.

Walczą czerwień i biel,
Krwawą łuną zabarwia się śnieg.
Z obu stron wzięli miłość na cel.
To jest nasz wiek, to dwudziesty wiek...




Panią Asię ciągle proszą, żeby powiedziała coś, czego nie ma na myśli: stwierdził ze smutkiem Richard.

Więc ja muszę za nią te wierszyki układać. I to na określone melodie. Gdybym jej tak nie kochał...

- Ale ją zawsze kochałeś - zauważył Ian.
- Właśnie. Jak Romeo Julię. Dlatego napisałem taką piosenkę, a melodia do niej jest tu:


A tu tekst:

Romeo z Julią najpiękniejszy śnili sen
I byli piękni – to rzecz jasna niby dzień.
Ognisty Włoch
(w kieszeni nóż)
Pędził pod balkon, no bo nie był z niego tchórz.

Bella donna, bel ragazzo i gondola,
Temat mają William Szekspir, Frank Coppola,
Al Pacino
Gra Padrina
Deo mio, tu tragedia się zaczyna!

Bo familiom rzecz zupełnie jest nie w smak,
Balkony, sny?!
Szacunku brak!
Bambini, basta, a jak nie, popłyną łzy,
Obie familie ostro wezmą się za łby.

I milknie śpiew,
Leje się krew,
W łóżkach co dzień się znajduje końskie łby.

A przecież oni najpiękniejszy śnili sen... 

Capuletti jest nie gorszy od Capone,
Nie pozwoli na canzonę pod balkonem!
Pan Monteki
Wpadł do rzeki
Do tratorii już nie pójdzie na spaghetti...

A przecież oni najpiękniejszy śnili sen... (i znowu można od początku)...