sobota, 10 września 2011

Odcinek 58: Walka stulecia


– Ależ się biją – zauważył święty Edgar wskazując przez okno na ledwie widoczną w mroku niebieskozieloną planetkę.
– Gdzie? Nic nie widzę, za ciemno – zainteresował się Bazil.

Święty dwa razy pstryknął palcami i wypowiedział łacińską formułkę, dzięki której obraz naturalnej wielkości bardzo wyraźnie wyświetlił się na ścianie tawerny. Dwóch muskularnych panów rzeczywiście z dużym zapałem okładało się pięściami.

– Ciekawe, o co im poszło – zastanawiał się Ian.
– Pewnie o jakąś Ewę się zbereźnicy pobili – zasugerował komtur. – Bo ten niższy ma na imię Adam, tak komentator mówił.
– Komentator powiedział „Adamek” – poprawił hrabia Filip.
– Ładny mi Adamek, chłop jak byk, chociaż tamten większy.
– Jeanek to też nie ułomek, a ja na niego mówię zdrobniale, tak z czułości – zaoponował Bazil.
– Ale wy z Jeanem się kochacie. Jakby komentator tego Adama kochał, to przecież by nie stał i nie patrzył z założonymi rękami, jak go tamten w gębę wali...
– A może to taki turniej? Wtedy nie wolno się mieszać do walki nawet, jak się kogoś kocha – podsunął Ian.
– Gdzieżby turniej – Richard z pogardą wzruszył ramionami. – Wulgarne mordobicie bez poczucia stylu i estetyki. Kompletny upadek obyczajów. Przyzwoitych turniejów już się widać nie urządza.
– W takim razie ten komentator na pewno tego Adama nie kocha – stwierdził Edzio. – Ja nie cierpię przemocy, ale jakby ktoś tak Aslaka tłukł na moich oczach, tobym nie wytrzymał.
– Nawet, gdybyś się dowiedział, że Aslak kręci z jakąś Ewą?
– Nawet wtedy. Aslaczku, ty nie powinieneś patrzeć na takie brutalne sceny, jeszcze ci się w nocy przyśnią.
– Aslak pewnie nic by nie miał przeciw temu, żeby mu się takie chłopaki przyśniły – zachichotał Bazil. – Fajne mają bicepsy, co, Aslak? Tricepsy też – westchnął z rozmarzeniem i szybciutko dodał – Ale nie takie ładne, jak Jeanek.
– Przesadzasz, Bazilku – powiedział porucznik z bardzo źle skrywanym zadowoleniem. – Patrz, ale mu ten wysoki sierpowym przyłożył...
– Prawy sierpowy ty masz lepszy, Jeaneczku – dalej przymilał się Bazil. – Pamiętasz, jak mnie zdzieliłeś w szczękę, kiedy mnie przyłapałeś z panem Tomkiem? Na samo wspomnienie aż mi serce szybciej bije...
– Bazilku, nie musisz chyba przed wszystkimi wyciągać naszych spraw prywatnych – odparł z zażenowaniem porucznik.
– A czego się wstydzisz, Jeaneczku, słusznie mi wtedy przylałeś...

– Wniosłeś coś istotnego do kwestii, Jean – rzekł hrabia Filip. – Kiedy czujesz się zmuszony trzasnąć Bazila w szczękę, to robisz to dyskretnie, w zaciszu domowego ogniska, a nie przyprowadzasz go do tawerny i nie lejesz po pysku na ludzkich oczach. Oni z powodów prywatnych na forum by się nie bili. Tu nie o żadną babę chodzi, ani o komentatora, tylko o politykę.
– Bardzo prawdopodobne – zgodził się biskup Roland. – To ciąganie się po sądach już tym politykom za drogo wychodzi, więc się wzięli na inny sposób. Taniej, szybciej i widowisko dla ludu lepsze jest.
– To znaczy, że ten, który wygra, będzie rządził? – upewnił się Richard. – Ale oni są różnych narodowości...
– Teraz jest globalizacja, Richie – wyjaśnił Bazil. – W Ameryce Murzyn rządzi, chociaż z jego obywatelstwem coś nie w porządku, a w Polsce...
– Cicho! – przerwał hrabia Filip, podszedł na palcach do drzwi i z rozmachem je pchnął. Rozległ się huk i niecenzuralne słowo wypowiedziane głosem, który bez wątpienia należał do sierżanta Serafina.

– Przez tego szpicla zapowietrzonego przegapiłem zakończenie – stwierdził z żalem hrabia Filip, wracając do tawerny.
– Tem wysoki wygrał, było do przewidzenia – poinformował komtur. – Teraz i oni obejdą się bez wyborów. Tyle że i tak niewiele zaoszczędzą, bo pewnie wojnę domową będą mieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz